niedziela, 16 lipca 2017

Na rozdrożach...

Od kilku sezonów twierdzę, że najwyższy już czas na pozbycie się C2, jako że postaci się zdecydownie ograły i przede wszystkim nie miały żadnego sensownego storyline’a. Jeśli nowy showrunner rzeczywiście pragnie wrócić do korzeni, wycięcie w pień wszystkich pobocznych bohaterów było jedynym sensownym rozwiązaniem.

Kolejny sezon zacznie się zatem bez Castiela, który do pewnego czasu robił jako sensowny sidekick, jednak od sezonu dziewiątego był po prostu rozlazłą amebą, w dodatku po pewnym czasie spędzonym na Ziemi nie mającą żadnego sensownego usprawiedliwienia na swój brak ogarnięcia. Teraz Castiel włóczył się głównie z miną zrozpaczonego szczeniaczka, zupełnie nie rozumiejąc rzeczywistości i na jego widok dostawałam już lekkiego załamania nerwowego. Na chwileczkę odzyskał w ostatnim sezonie swój badass factor, ale to były ostatnie podrygi konającej ostrygi. Zginął też tak jak zapewne pragnąłby odejść – broniąc Winchesterów. Kupuję to i jestem szczęśliwa.

Cholernie przykre jest to, że równie cieszy mnie fakt zejścia mojej najukochańszej postaci SPNowej, czyli Króla Piekła. Kochałam Crowleya całym moim zwyrodniałym serduszkiem i jak sami wiecie, z niemą rozpaczą obserwowałam to, co z tą postacią robiono przez ostatnie kilka sezonów. Od dopisania mu uzależnienia od ludzkiej krwi po mamusię wiedźmę Crowley był systematycznie coraz bardziej upupiany i zatracał swoją wyjątkowość. Jasne, ktoś mógłby powiedzieć, że po prostu dorastał, zmieniał się pod wpływem Winchesterów. Ale cały urok jego postaci nie polegał na byciu fanboyem Deana Winchestera! Polegał na byciu zimnym kalkulującym skurwysynem i takim go kochaliśmy. Wisienką na torcie był już tylko odcinek z Ramielem, kiedy to dowiedzieliśmy się, że Crowley został Królem Piekła, bo był pod ręką. Zniszczono tym samym olbrzymi element kanonu, stanowiący tak wielki fragment niesamowitości tej postaci. Nie zostało naprawdę nic. Może poza charakterystycznym „Hello boys”. Ale ile można jechać na jednym przywitaniu?

Tak, powtórzę – cieszy mnie, że nie zobaczymy już Crowleya na ekranie i uważam, że jego odejście było napisane znakomicie -  na własnych warunkach, chociaż bardzo żal mi wycięcia absolutnie rewelacyjnej kwestii „Even when I lose, I win.” Ale to może być, niestety, spowodowane sposobem, w jakim rozstano się z Markiem Sheppardem; z tego, co dało się zaobserwować w social media, sposobem raczej nieprzyjemnym. Mark nie jest specjalnie cierpliwym człowiekiem, to prawda, ale nie sądzę, by w przypadku jego „być albo nie być” pyszczył do producentów serialu, który daje mu na chlebek. Wycięcie linijki, która była zasadniczym elementem kampanii charytatywnej, linijki niejako pożegnalnej to raczej paskudne posunięcie i tak się zastanawiam, czy to przypadek czy działanie zamierzone. Zamierzonym na pewno było próbowanie ugłaskania komunikatów poprzez zapewnienia, że scenarzyści czy producenci wiedzą, gdzie go znaleźć. Patrząc po dość emocjonalnej odpowiedzi, to się nie wydarzy. Sheppard nie będzie już jeździł również na konwenty firmy Creation, co naprawdę stawia wiele pytań... Szkoda. Paskudny koniec pięknej przygody.

Cieszy mnie jednak to, że ewidentnie wracamy do SPNa, w którym wszyscy mogą zginąć. Finał tego sezonu, choć u większości fanów wywołał palpitacje, u mnie spowodował westchnienie ulgi. Liczę, naprawdę liczę na to, że zarówno Mary Winchester, jak i Lucyfer już po prostu nie wrócą (nie wspominając już o Rowenie). Zamknijmy ten rodział, wyjątkowo przecież nieudany. Powrót Mary był zupełnie bez sensu, Lucyfer w ciele Nicka jakby ciekawszy, ale też... tak nie do końca. W ogóle wypuszczenie go z Klatki w poprzednim sezonie tak paskudnie zaprzeczyło wymowie sezonu piątego! No ale dostaliśmy, co dostaliśmy. Pożegnajmy się. Zanim znienawidzę również Lucyfera, chociaż kocham przecież Marka Pellegrino.

Dostaliśmy przecież zło nowe, zło nieprzewidywalne. Obecnie wiemy tylko, że nefilimowie to straszliwe zagrożenie dla świata, nie wiemy jednak dużo więcej. Może prawdą jest, że można nim pokierować tak, by ciągle zła pragnąc, ciągle dobro czynił. Może wcale nie jest wszechmocny, może to tylko plotka. Nie chcę już powrotu Ciemności, silniejszej siostry Boga. Nie chcę powrotu Boga. Niech to zagrożenie będzie tajemnicze, bo to daje takie piękne możliwości fabularne. 

Supernatural stoi w tej chwili na rozdrożach. Oby poszedł w dobrą stronę, bo zdecydowanie ma ku temu sposobność...

6 komentarzy:

  1. No dobrze, obstawiamy: załatwienie kwestii 'Castiel - Bóg' zajęło scenarzystom w sezonie 7 trzy odcinki, rozwiązanie problemu demoniczności Deana - takoż...Hehe, ciekawam, ile poczekamy na powrót Casa w sezonie trzynastym.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pożyjemy,zobaczymy...Nie mam wielkich nadziei.

    Chomik

    OdpowiedzUsuń
  3. Wątpię, czy obejrzę, może jakiś odcinek. Chyba, że w tym świecie AU pojawi się postać, którą lubię.
    Castiel wróci na pewno, jest zbyt popularny, żeby odejść na dobre, choć nie wiadomo, czy będzie to "ten" Cas, czy ten z AU ;/
    Ciekawi mnie tylko, co zrobią z AU, pomysł to dobry i tylko on mnie ciekawi.
    Mary raczej nie uśmiercili poza ekranem, więc za jakiś czas pewnie się pojawi.
    Lucyfer... Mark jest super, ale ta postać jest już męcząca. Byłoby jednak ciekawie, gdyby musiał z nimi współpracować, żeby pokonać Jacka. Swoją drogą, nie wiem, jak chcą pokazać historię Jacka, żeby nie kojarzyła się z Amarą.

    Karmena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy chcę tego świata AU. Z jednej strony jest to coś nowego, z drugiej ja naprawdę najchętniej odeszłabym od Nieba - tam się nic nie dzieje, anioły od kilku sezonów po prostu nudzą.

      O matko, a wiesz, że nie pomyślałam o tym Castielu z AU... dobry humor mi właśnie przeszedł... :/

      W ogóle nie wiem, czy są w jakikolwiek sposób sensownie pokazać kwestię Jacka... mielismy tylu nadnaturalnych przeciwników i teraz nagle syn Szatana... gorszy od Szatana... czy tylko mnie się tu upy nie trzyma?

      Usuń
    2. A ja muszę powiedzieć, że akurat ten pomysł mi się podoba - wizja Casa ze świata AU, który na rozliczne (mniej lub bardziej grzeczne) prośby o pomoc w ratowaniu tyłka autorstwa Deana reaguje pełnym pogardy pomieszanej ze zdziwieniem "Chłopczyku, chyba pomyliłeś mnie z lokajem" zdecydowanie trafia w moje gusta.

      Usuń